Właśnie, nasz organizm nie decyduje co do niego trafia tylko sumiennie i cierpliwie stara się naprawić to co psujemy. Gdy skupimy się przede wszystkim na ograniczeniu samo-zatruwania, to spora część reszty roboty „zrobi się sama”. Czytajmy więc etykiety produktów zamiast kupować w oparciu o ładny obrazek.
Panika jednak też nie jest wskazana i wystarczy minimalizować toksyny dostarczane do organizmu w miarę naszych możliwości a nie chęci. Najpierw zdobywamy wiedzę a potem ją implementujemy. Na przykład, jak dowiedziałem się, że woda w plastikowych butelkach zawiera wiele toksyn z powodu samego opakowania to zwyczajnie przestałem ją kupować a wprowadziłem w zamian filtr R.O. (Odwróconej osmozy). Po jakimś czasie stało się to bezwysiłkową normą.
Potem wykluczyłem, krok po kroku, żywność ze wzmacniaczami smaku i znów dałem odetchnąć wątrobie.Ten proces nie ma końca, bo te toksyny są zarówno w jedzeniu, wodzie i powietrzu ale i w naszej głowie. Tak samo zatruwamy się myślami, obrazami czy emocjami. Nawet powstało już dość modne określenie toksycznych ludzi. Prawdę mówiąc jest troszkę krzywdzące, bo to nie jest tak, że jedni są trujący, a inni zdrowi. Tak proste to nie jest. To chodzi o to kto, konkretnie dla nas, jest toksyczny. Ta sana osoba dla kogoś innego może być lekarstwem.